Dachówka saniami przyjechała
Razem z pierwszym śniegiem tego roku.
Razem z pierwszym śniegiem tego roku.
Więc tak.
Dopadł mnie urlop, więc przygotowałem sobie front robót w postaci materiałów i urządziłem sobie piekło. Nigdy więcej. Oprócz elektryki resztę kabli postanowiłem sam zrobić i właśnie do takiego wniosku doszedłem. Ja jednak stworzony jestem do pieszczot.. :-))
A tak przy okazji.. Dachówka wciąż jedzie. Już mi nawet przykro jest patrzeć na tę ekipę od dachu co to przyjeżdża co rano z nadzieją jeszcze większą niż ja, że dach się z miejsca ruszy, że będzie materiał, że będzie co robić.
W przyszłym tygodniu przyłącza. Wczoraj kibelek postawiłem (używany, po sąsiedzku od brata, ale jest!). Toytoya wykonawca zabrał któregoś dnia, na zdrowie, niechaj innym służy - swoje przeżył ;-)
Cały czas coś się dzieje. Ten kawałek ziemi, dom (!), wydaje się już żyć własnym życiem. I dobrze, i o to chodzi.
a dachu dalej nie ruszyliśmy.
Przeciągów z dnia na dzień jest mniej..
Co sądzicie o podbitce? Poziomo, czy tak jak idą krokwie, pod kątem??
Dziś główny komin został wymurowany, mniejszy jeszcze jutro będzie kończony. Zostanie jeszcze fugowanie i będzie na gotowo.
Oczywiście nie mogłem się powstrzymać przed podłączeniem kozy dzisiaj.. :-) Ale spokojnie, jeszcze nie paliłem.
A dachówki jak nie było tak i dalej jej nie widać.